Świadectwo Roberta

Do 35 roku życia nie znałem Jezusa. Urodziłem się w katolickiej rodzinie, chodziłem do kościoła, do spowiedzi, jednak nie zagłębiałem się w relację z Jezusem. Moje spowiedzi były ciągle podobne, rutynowe, najważniejsze, że z zewnątrz wyglądało to dobrze. Ukończyłem szkołę, poszedłem do pracy, poznałem piękną dziewczynę, kupiliśmy mieszkanie i próbowaliśmy układać sobie życie po swojemu, bez Jezusa. Moja mama w większym stopniu świadoma wiary widząc, że żyjemy bez ślubu, modliła się i prosiła nas abyśmy wzięli ślub w Kościele, ja śmiałem się mówiąc: „Mamo teraz prawie wszyscy żyją bez ślubu”.

Tak jak wspomniałem, nie miałem relacji z Jezusem, byłem duchowym trupem, uważałem, że Kościół to babcie klepiące różaniec i nie na czasie, ja przecież nie zabijam i nie kradnę, jestem w porównaniu z innymi bez grzechu, mogę tu jeszcze pisać i pisać. Mama namówiła nas abyśmy wzięli ślub. Pamiętam ten dzień, czułem się radośnie, wspaniale. Jezus mimo mojego stanu duchowego był na tym ślubie. Jego miłość jest PRAWDZIWA. Zaraz po ślubie świat nas pochłonął, będąc we wspólnocie Kościoła (chrzest, bierzmowanie, małżeństwo) stopniowo przestawaliśmy chodzić na niedzielną Eucharystię, do spowiedzi św. itd.

Odchodząc od Jezusa szatan podaje ci na tacy ohydną strawę, której musisz skosztować. W moje życie wdarła się pornografia internetowa, masturbacja, zdrada, przeklinanie, w trakcie wystąpiły dolegliwości zdrowotne, przepuklina kręgosłupa itd. Z boku wydawało się, że jest dobrze, kiedy w środku gniło, szatan nienawidzi małżeństwa, chce je zniszczyć. Kiedy kłótnie narastały do tego stopnia, że przy dziecku żona rzuciła we mnie szklanką gorącej herbaty, podjęliśmy decyzję o rozwodzie, aby nie narażać naszego syna na takie stresy. Żona zadzwoniła z płaczem do mojej rodzonej siostry będącej już we wspólnocie i powiedziała jej o tym. Po tym wszystkim, w dużym skrócie, zaczęły się zmiany w moim życiu.

Modlitwa do Jezusa za nami przez moją siostrę i prośba, abym pojechał na mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. Ja duchowy trup zaproszony na mszę św. wewnątrz pomyślałem sobie: „Po co ja tam pojadę, Jezus, jaki Jezus On nie żyje już 2000 lat, a tam tylko babcie klepią te modlitwy” itd. Kiedy siostra prosiła mnie abym tam pojechał poczułem jednak, jakby sam JEZUS mnie zapraszał. Pojechałem dla tak zwanego „świętego” spokoju. Msza św. odbywała się w kościele św. Boboli w Warszawie w pierwszą środę miesiąca. Patrzyłem tam na młode osoby, które prawdziwie sobą wielbiły Boga, obok mnie siedział młody chłopak, który modlił się w językach, dla mnie wszystko to było obce i takie niedostępne, czekałem aż się to skończy. W momencie modlitwy o uzdrowienie stałem na końcu kościoła, padły słowa ,,Jezus uzdrawia i uwalnia mężczyznę ok. 35 lat”. Usłyszałem również słowa, w których chodziło o moje zniewolenia i kręgosłup. Wtedy myślałem, że to nie chodzi o mnie, ale kiedy wróciłem do domu czułem dziwny nieopisany spokój i zrozumiałem, że Jezus wtedy odmienił moje życie, automatycznie przestałem odwiedzać strony pornograficzne, bóle kręgosłupa ustały i relacja z żoną uległa całkowitej zmianie, zaczęło się, że tak powiem „oczyszczanie”.

Coniedzielna msza św. a z czasem codzienna, spowiedź, zmiany były ogromne, a moje życie nabierało Światła prawdziwego Jezusa, który kocha prawdziwą miłością i przychodzi w sakramencie Eucharystii, spowiedzi, adoracji i komunii św.  Potem myślałem, że będzie bajkowo, ale nie było tak jak się spodziewałem. Przed uzdrowieniem odszedłem na emeryturę, ksiądz z mojej parafii zapytał mnie czy zostanę kościelnym, nie zgodziłem się, potem przyszedł drugi, proboszcz, i powiedział: „zostań kościelnym”, uznałem to za wolę Bożą. Zgodziłem się służyć Bogu w ten sposób.

Jednak wtedy zaczęła się prawdziwa próba miłości. Ja jestem energiczny, a proboszcz okazał się moją odwrotnością. Wpadłem w ogromną nienawiść, nie chcę opisywać tego w szczegółach, aby nie dawać złego światła na księdza. Przez prawie 5 lat docieraliśmy się, wiele razy próbowałem odejść, a Jezus po raz kolejny wychodzi do mnie z prawdziwą miłością. Siostra zaprosiła mnie na rekolekcje “STRUMIENIE ŻYCIA”. I znowu myślę sobie: „Przecież Jezus mnie uzdrowił, już wszystko wiem i po co mi te rekolekcje. Zapisałem się i pojechałem z mieszanym uczuciem, jednak z konkretną prośbą “o uzdrowienie relacji i zburzenie muru z moim proboszczem”. Na rekolekcjach Pan Jezus pokazał mi, że często oceniamy, osądzamy drugiego człowieka po tym co zewnętrzne, a tym czasem to tylko jakaś maska, która przykrywa szereg zranień, bólu i cierpienia.

Zobaczyłem tam, że w społeczności katolickiej wszyscy jesteśmy równi i wszyscy jesteśmy w drodze i każdy na innym etapie, jednak wszyscy jesteśmy dla siebie potrzebni. Na rekolekcjach Pan zdjął mi maskę, którą nosiłem, maskę tego, że jestem lepszy od drugiego i że nie mam prawa nikogo oceniać, osądzać czy cokolwiek mówić. Oddałem Jezusowi również wszystkie zranienia, wybaczyłem swojemu ojcu i matce, jak również prosiłem ich o wybaczenie moich przewinień. Jedyną drogą jest Droga Miłości. Zobaczyłem tam, że kapłan to taki sam człowiek jak my, tylko z tą różnicą, że jest osobą publiczną i jego potknięcia bardziej widać, a ja widząc je mam obowiązek go wspierać modlitwą, dobrym słowem i dobrą relacją. Po rekolekcjach po raz pierwszy w życiu powiedziałem do swoich synów 14 lat i 5 lat „SYNU KOCHAM CIĘ”, nigdy wcześniej tego nie mówiłem.

Z moim proboszczem powolutku coś się zmienia, zaczyna nas być widać zza tego muru, który powoli się burzy. Odbyłem z nim szczerą rozmowę, powiedziałem czym mnie zranił, a on ze swojej strony, co mu się nie podobało w moim postępowaniu. Drugi człowiek obok nas potrzebuje prawdziwej, szczerej rozmowy, bo czasem jest tak, że nie ma świadomości, że nas rani, a rozmowa oczyszcza. Często Dobry Bóg prowadzi nas drogą cierpienia, niezrozumienia, trudnych relacji, abyśmy zobaczyli swoje słabości i oddali je Panu. Uważam, że wiele rzeczy dopiero się zaczyna po przejściu STRUMIENI i warto by każdy je przeszedł.